Ludzie nadzwyczajni – czyli kto robi startupy.
„Przywódca w startupie to taki nadczłowiek” – usłyszałam od jednego z uczestników warsztatów dotyczących przywództwa. Nie sposób się chyba nie zgodzić z tym stwierdzeniem. Robiąc startup ma się sporo na głowie – od produktu, przez zespół, promocję, sprzedaż po administrację i finanse. Trzeba robić wszystko, co jest do zrobienia. Trzeba się znać na wszystkim, co związane z prowadzeniem firmy. Trzeba mieć wizję, całe mnóstwo samozaparcia i niezachwianą wiarę w powodzenie biznesu, gdy brakuje sił, czasu, pieniędzy i rąk do pracy. I choć nie sposób wykreślić wzór na odnoszącego sukcesy startupowca, to pewne cechy osobowości, pewna wiedza i doświadczenia mogą zwiększyć szanse na zbudowanie dochodowego biznesu.
Zaczyna się zazwyczaj tak samo. Na samym początku jest pomysł. Są osoby, dla których stworzenie startupu jest celem samym w sobie i poszukują pomysłu, który ten cel pozwoli zrealizować. Inni wpadają na pomysł, który okazuje się na tyle obiecujący, że postanawiają zbudować wokół niego firmę. Ale pomysł jest zawsze początkiem. Bez pomysłu nie ma startupu. Bez kreatywności nie ma zaś pomysłu. Aby pomysł był rokujący na biznes musi rozwiązywać jakiś problem klienta, robić coś inaczej niż dotychczas bądź robić coś, czego nie robi nikt inny. Może robić coś łatwiej, szybciej bądź taniej. Za takie rozwiązania klienci są w stanie płacić. Znalezienie takiego pomysłu wymaga spojrzenia na rzeczy z innej perspektywy, skojarzenia różnych faktów, czasami adaptacji rozwiązania stosowanego w innych dziedzinach do nowych potrzeb. Wymaga kreatywności.
Mawia się, że pomysł jest niczym. Realizacja tego pomysłu jest wszystkim. Wiele osób ma ciekawe pomysły. Niewielu je realizuje. Jeszcze mniej odnosi sukces. Ci, którzy podejmują się realizacji pomysłu są zmotywowani, mają samozaparcie i sporą potrzebę samorealizacji. Psychologowie określają takie zachowanie mianem wewnątrzsterowności. Osoby wewnątrzsterowne chcą samodzielnie decydować o tym co i jak robią. Cechuje je potrzeba realizacji własnych pomysłów i mają odwagę zmierzyć się z konsekwencjami swych działań. Twórcy startupów często zaczynają swą drogę zawodową jako pracownicy firm, podwładni swych zwierzchników, wykonawcy poleceń i jasno zdefiniowanych zadań. Jednak nie najlepiej czują się w tak zorganizowanym środowisku pracy. Szukają swej przestrzeni, w której będą mogli realizować swe ambicje zawodowe w sposób odpowiadający ich cechom osobowościowym.
Realizacja pomysłu jest wszystkim. Jest ciężką pracą po wiele godzin dziennie, codziennie, nierzadko po przepracowanych kilku godzinach na etacie, dzięki którym są środki do życia. Realizacja pomysłu wymaga pokonywania wielu trudności koncepcyjnych, szczególnie gdy pomysł jest innowacyjny i nie wiadomo tak do końca jaki ma być efekt finalny. Po kilku tygodniach pojawia się zmęczenie, chwilę później frustracja i zwątpienie we własne siły a czasami i w pomysł. Te krytyczne momenty pokonują ci, którzy są uparci i skupieni na celu.
Każdy startupowiec wcześniej czy później będzie potrzebował pomocy i zacznie budować wokół siebie zespół. I tak z dnia na dzień z kreatywnego, upartego i zaspokajającego własne potrzeby rozwoju twórcy staje się przywódcą. Nie dość, że musi pozyskać osoby, które uwierzą w pomysł i zechcą uczestniczyć w jego realizacji, to musi też zarządzać ich pracą. Jeśli już miał doświadczenie w zarządzaniu jest mu odrobinę łatwiej. Ale tylko odrobinę, bo zupełnie inaczej zarządza się zespołem wewnątrz rozbudowanych struktur organizacyjnych, gdzie istnieje spora ilość narzędzi i procedur wspierających ten proces. Inaczej szefuje się natomiast niewielkiej liczbie „wolnych elektronów”, nierzadko również kreatywnych indywiduów zaangażowanych w inne działalności. Często na tym etapie nie ma jeszcze firmy, siedziby, środków pozwalających finansować działania. Przywódca musi „sprzedać” swoją wizję, zaangażować, delegować zadania i egzekwować ich wykonanie. Na tym etapie przydatna bywa charyzma wsparta sporą dawką kompetencji komunikacyjnych.
Pomysł nabiera konkretnych kształtów. Powstaje MVP, czyli produkt, który można już zaoferować klientom. Przy odrobinie szczęścia rynek zareaguje pozytywnie i pojawią się zamówienia. I to jest jeden z najtrudniejszych momentów w życiu startupowca. Musi on wykazać się niebywałą odwagą, by porzucić dotychczasowe zadania i zająć się swym biznesem w pełnym wymiarze swego czasu pracy. Odwagi też wymaga wzięcie odpowiedzialności za zespół, któremu trzeba zapewnić wynagrodzenie i warunki do pracy.
Firma się formalizuje, powstają obowiązki prawne i księgowe. Całe mnóstwo przepisów, urzędów, papierów i zadań, których dotychczas przywódca startupu nie wykonywał. Musi się szybko uczyć, korzystać z pomocy bardziej doświadczonych osób, umiejętnie zarządzać swym czasem by równocześnie prowadzić i rozbudowywać firmę, zarządzać zespołem, rozwijać produkt i jego sprzedaż. Na tym etapie brakuje zazwyczaj wszystkiego – czasu, zasobów, finansów. Nie brakuje sytuacji generujących stres a umiejętność radzenia sobie ze stresem i rozwiązywania problemów stają się krytyczne dla powodzenia rodzącej się firmy. Trwa walka o przetrwanie.
Startup staje się młodą firmą. Zmienia się sposób jego funkcjonowania, zmieniają się zadania przywódcy. Pomysł i jego realizacja odniosły sukces. Jednym spośród rozlicznych obowiązków „szefa” jest celebrowanie tego sukcesu wraz z zespołem. A z pewnością jest co świętować, bo praktyka pokazuje, że osiągniecie tego etapu jest bardzo mało prawdopodobne. Jednie jednemu na dziesięć startupów udaje się przetrwać i stać się stabilną firmą. Tym bardziej człowiek, który będzie miał pomysł, odwagę by go zrealizować i samozaparcie w dążeniu do celu, zasługuje na miano człowieka nadzwyczajnego.